wtorek, 16 sierpnia 2011

Zmiany, zmiany i jeszcze raz zmiany...

http://www.stylowy.sklepna5.pl/
Po wyjściu z auta uderzył mnie zapach unoszący się w powietrzu wokół mojego domu.
Po "aromatach" Nowej Huty w Krakowie, szpitala i leków śmierdzących dosłownie odchodami - śmierdział jeden z antybiotyków tak okropnie że raz zrobiłam awanturę w szpitalu, jako by na zakaźnym oddziale pielęgniarka nie zmieniła rękawiczek po innym pacjencie, któremu prawdopodobnie przebierała pieluchomajtki i podała w nich zastrzyk.

Smród był okropny, mdlący.
Mycie rąk nic nie dawało. Zmiana bandaża też nie.
Wchodząc do pokoju czuć było ohydny fetor.

Musiałam później przeprosić.
Pielęgniarka otwarła bowiem ampułkę z lekiem, nalała na bandaż i poprosiła żebym "to" powąchała.
Faktycznie, to był ten sam smród.
Ale leki były podawane 2,5tygodnia! i nigdy tego nie czułam. Być może po prostu ulał się na ręce pielęgniarki przy rozwadnianiu i ta przyniosła skondensowany fetor na rękawiczkach do izolatki, a potem dotykając ręki podczas dawania zastrzyku owymi rękawiczkami, zostawiła cały smród skoncentrowanego leku.

Dodam że opieka w szpitalu była fantastyczna, a nie po raz pierwszy jestem w szpitalu.
Pielęgniarki były ciągle "pod ręką", a do tego dodawały dużo otuchy.
Pełne uśmiechu, cierpliwe, życzliwe i zawsze miały dobre słowo dla córki.

Pani doktor też była z córką stale w kontakcie.
Do pulmunologa pojechała z nami, i wogóle załatwiła cały transport z własnej inicjatywy.
Po całonocnym dyżurze mogła po prostu iść do domu, ale nie - pojechała z nami na konsultację i dopilnowała wszystkiego.
--------------------------------------------------------------------------------

Po powrocie do domu nie mogłam się nadziwić że mamy tu tak świeże powietrze!
Zapach pobliskiego sosnowego lasu, łąka wszystko to dopadło mój nos i poczułam się jak na wakacjach ;)
Identycznie pachnie mi w górach.
Musiałam wyjechać na kilka tygodni żeby docenić co mam w domu na codzień.

Ogród, a właściwie rabata rozrosła się do monstrualnych rozmiarów.
Przepięknie rozkwitły jednoroczne kwiaty.
Gdzie nie gdzie widać pojedyncze pąki róż.

Słoneczniki posadzone w tujach wyglądają uroczo!

Niestety padła całkowicie magnolia. Z ziemi wystaje jedynie suchy badyl.
Wrzosy zarosły trawskiem, a piwonie niezakwitły.
Niepodlewane pod zadaszeniem fuksje - zmarniały i zżółkły, za to powojniki które nie zdążyłam posadzić i stoją w doniczkach, tak jak były kupione - mają piękne, duże, fioletowe kwiaty. 

Pigwa ma mnóstwo owoców, równie dużo jest jabłek mimo majowych przymrozków.
Owocuje borówka, poziomki i ciągle jeszcze maliny i porzeczka  (?)

Podczas pobytu w szpitalu podjeliśmy decyzję o wylaniu wody z basenu, żeby nie wprowadzać dodatkowych emocji i nie kusić kąpielą.

Zatem, woda wylana a basen schnie, umyty i gotowy do poskładania i wyniesienia do piwnicy na zimę.
Zainwestowaliśmy nie małą kasę i dużo pracy w zorganizowanie wypoczynku pod domem, świadomi braku funduszy na wakacyjny wyjazd.
Pamiętacie, robiliśmy plażę, kupiliśmy skimer i drabinkę żeby córka mogła łatwo dostać się do basenu. Kupiliśmy porządną chemię.
Planowałam przynajmniej tydzień w górach u Danusi, tym czasem los zrządził inaczej...

Ani plan pobytu w górach, ani wakacje w domu nie były nam dane.

Szpital wprowadził kilka nieplanowanych zmian w moim życiu - pomijam konieczność leczenia i walki o powrót do zdrowia.
Szpitalne jedzenie wymusiło na nas zrezygnowanie z cukru.
Do tej pory niesłodzona kawa była dla mnie nie do przyjęcia.
Teraz wogóle nie słodzę.
Córka nie wypije słodkiej herbaty, za to polubiła gorzką.
Mało tego domaga się kompotów ;) co mnie cieszy bo do tej pory były "be".
Ze względu na ilości podawanych antybiotyków może jeść wyłącznie gotowane potrawy i owoce.
Słodkie rzeczy jak np czekolada zupełnie nie wchodzą w rachubę bo dostaje ataków kaszlu po słodkim.

Zatem i w domu musiałam dopasować się do zmiany diety.
Wszystko podaje duszone i wiecie co? to jest naprawdę pyszne!

Surówki z "delikatnych" warzyw są równie smaczne co np ogórek kiszony.
Wszelkie kiszonki, przyprawy w tym sól czy pieprz mogę dodawać w ilości minimalnej.

Podaję przepis na kotlet z kością pieczony w rękawie.

Około 1kg kotleta schabowego z kością wrzucam do garnka, dodaje kilka kropel oliwy z oliwek, słodką paprykę, sól, pieprz - dosłownie po małej szczypcie. Kroję cebulę w piórka i na noc wkładam do lodówki.
Następnego dnia dodaję 2 łyżeczki rozmarynu i nacieram nim i marynatą porządnie mięso.
Kroję ze 3 małe cebule na ćwiartki, tyle samo ząbków czosnku na połówki.
Na patelni rozgrzewam minimalną ilość oliwy, dodaje 3 ziela angielskie, 3 ziarna pieprzu, 3 liście laurowe.
Kładę mięso cebulę i czosnek i opiekam delikatnie.
Mięso obracam z każdej strony, tak żeby jedynie pozamykać "pory".
Do rękawa wkładam całą zawartość z patelni, dodaje 2 szklanki wody. Zamykam rękaw i na brytfannie wkładam do piekarnika rozgrzanego na 180' z termoobiegiem, na najniższej półce około 75min.
Mięsko odcinam od kości po wystygnięciu i kroję na około 1,5cm plasterki.
Pycha!
Co zostało, zjedliśmy na zimno z chlebusiem.
Do tego ziemniaki.
Ziemniaki wrzucamy do osolonej gotującej się wody - nie wcześniej.
Po odcedzeniu, dodaje łyżeczkę masła, gniotę i dodaje koper.

A do tego surówka.
Groszek z połowy puszki, 2 marchewki utarte na tarce, minimalnie - po szczypcie: sól, cukier, kropla octu i kropla oliwy.

Nauczyłam się że przyprawy mają podnosić walory smakowe poszczególnych produktów a nie być wyczuwalne w potrawie.
Do tej pory, śmiało mogę powiedzieć że nadużywałam przypraw.
Druga wersja surówki ro zamiast octu i oliwy 1 duża łyżka kefiru naturalnego.

Wygląd ten sam ale smak zupełnie inny ;)

Do zmian doszła niemożność malowania decoupagę - zapachy są zbyt silne.
Dlatego zamykam ten rozdział mojego rękodzieła i przenoszę się z nim do podziemia ;)
A dokładniej do piwnicy!
Teraz będę tam pracować ale tylko w ostateczności.
Stawiam za to na Tilldy i na sutasz.

W krótce pochwale się bursztynowymi kolczykami sutache ;)
A tyldy już znacie w moim wykonaniu ;)


Nawet nie wiecie jak bardzo  gorąco życzę i Wam i sobie dużo dużo zdrowia!
Bo wszystko inne jesteśmy w stanie sobie zorganizować, a zdrowie jest najważniejsze!

Pozdrawiam!

6 komentarzy:

  1. Życzę szybkiego powrotu do zdrowia :) To najważniejsze. Przepisy podrzucę mamie- może wypróbuje :) Uwielbiam zapach kwiatów w ogrodzie :3

    OdpowiedzUsuń
  2. Aga, wzajemnie, dużo zdrowia Twojej córci i Tobie życzę.
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Oj, znam ten smród; mój tato bardzo długo leżał w szpitalu...
    Mimo, że mam bardzo słabe powonienie, ostatnio wchodząc do pokoju czułam taki jakiś zapaszek jak po chomiku (kto miał, ten wie), więc wczoraj urządziłam totalne wietrzenie i pranie. Okazało się, że Mały przesikał materac o_O

    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  4. dziękuję Wam za życzenia i za e-maile ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. ooo ,no to duże zmiany w Waszym życiu ! Wszystkiego dobrego dla Was ,duuuuuuuuużo zdrowia dla całej rodziny i szczególnie dla córki !!!
    Pozdrawiam serdecznie .

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarze! ;)