Wczoraj szalałam z nalewkami ;)
Ponastawiałam kilka rodzajów, wszystkie po raz pierwszy.
Każdą opiszę w osobnym poście póki pamiętam jak robiłam, żebym mogła do nich wrócić w przyszłym roku jeśli oczywiście uznam że są warte ponownego nastawienia.
Do tej pory jedynie melisa z miętą i cytryną są nalewką do której wracam. Inne nie powiem że są złe ale nie aż tak dobre.
Wszystkie eksperymenty na winogronie ograniczę też do jednego rodzaju. Te z miodem są za mocne dla mnie a te z brązowym cukrem mają dziwny posmak.
Dobre jest malibu i porterówka ale pomału schodzi, są ogromnie słodkie i jednak specyficzne w smaku.
Malinówka i borówkowa są ... dziwne ;)
Brzoskwinia w ogóle nam nie podeszła, za to po roku nabrała na wartości gruszkówka i jabłko z miętą.
A co nastawiałam wczoraj? :
Orzechówkę
Wiśniówkę - na dwa sposoby
Pożeczke czerwoną
Wodę lawendowo-rozmarynową królowej Elżbiety
Dzisiaj będę robić nalewkę lawendową.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za komentarze! ;)